wtorek, 18 lipca 2017

Łuna przy garach

Proszę Państwa, długo nie pisałam, ale to nie znaczy, że zapomniałam o Łunie. W tak zwanym międzyczasie Łuna stała się już pełnoprawną postacią, która cóż, nieszczególnie lubi mówić o sobie. Ale co zrobić - obiecałam opowiedzieć jej historię i to zrobię.

Najważniejszym elementem wyposażenia wczesnośredniowiecznej słowiańskiej półziemianki były gary. Nie należy z tego wysnuwać wniosku, że były jakoś szczególnie cenione czy piękne, ale raczej były czymś takim, bez czego nie dało się prowadzić domu. W glinianych garach gotowano i pieczono, kiszono, przechowywano ziarno i zakonserwowaną żywność. Były też oczywiście zastawą stołową. Często się tłukły, stąd są zdecydowanie najczęstszym obiektem wykopywanym przez archeologów. Przed IX wiekiem nikt ich właściwie nie kupował - każdy po prostu robił je sam, na własne potrzeby, tzw. metodą wałeczkową, bez użycia koła garncarskiego. Gary te nie były szczególnie ładne ani nie miały regularnego kształtu. Wydaje mi się, że pełniły rolę podobną do naszych plastikowych reklamówek - za dużo się o nich nie myśli, ale muszą być w każdym domu. W gospodarstwie Łuny było ich pewnie tyle samo co gdzie indziej - średnio około czterdziestu. Łuna miała łatwy dostęp do gliny - występuje ona na Płaskowyżu Tarnogrodzkim obficie. Mielczanie wiedzą, że miejscowość Glinki Małe jest niedaleko, a jej nazwa nie jest przypadkowa.

Dopiero w IX wieku wg. Marka Florka, a wg. mojej wiedzy w wielu miejscach później, wyodrębnia się garncarstwo jako odrębne rzemiosło. Nie wypiera ono jednak wytwórczości domowej, a raczej z nią współistnieje, trochę tak jak z naszą zastawą codzienną czasem współistnieją piękne sztućce czy porcelana używane "od święta". Ceramika znajdowana w Mielcu, Tuszymie, Nisku i Grębowie jest bardzo podobna pod względem zdobnictwa i zaawansowania jak ta znajdowana we wczesnośredniowiecznej stolicy regionu, Sandomierzu.

Skoro była glina i były półziemianki w Mielcu, to byłoby dziwne, gdyby archeolodzy nie znaleźli tam garów datowanych na wczesne średniowiecze. I tak jest w istocie, znaleźli, choć wykopaliska były przeprowadzone szybko i pobieżnie. Teren gdzie odkryto ślady osadnictwa wczesnośredniowiecznego był potrzebny by wybudować bloki, więc nie drążono tematu zbyt dokładnie. Gdy powiem, że chodzi o te, które dziś znajdują się obok ronda przy Tesco, niedaleko stacji PKP i PKS, to każdy Mielczanin będzie wiedział gdzie.

Marek Florek w swojej książce "Pradzieje i wczesne średniowiecze Mielca i regionu" zamieszcza ryciny obrazujące te gary, a właściwie rycinę - całość mieści się na stronie formatu A5. Całkiem nieźle widać jednak nieduży garnczek o niespełna litrze pojemności, zdobiony równoległymi liniami i talerzyk formatu dzisiejszego talerza śniadaniowego. Na poniższym zdjęciu tej ryciny można też zobaczyć pozostałości niewielkiego żelaznego nożyka - w sam raz takiego jaki mógł pochodzić z kuźni Łuny.
Znaleziska z okolicy, w której sytuuję kuźnię Łuny
Swoją wiedzę o średniowiecznym garncarstwie zdobyłam dzięki Annie Wojcieszuk z Reko Garów. Zorganizowała ona świetną imprezę w Grzybowie, na której wysłuchałam kilku całkiem niezłych wykładów zaproszonych archeologów. Dowiedziałam się ile można wyczytać z dna naczyń, co oznacza wklęśnięte dno, a co płaskie i o czym świadczą odbite na dnie wypustki.  Byłam zaskoczona tym jak wiele rozwiązań typowych garncarskich problemów technologicznych współistniało ze sobą. Jak ludzie radzili sobie z odrywaniem gliny od podłoża, po tym gdy już nadali glinie pożądany kształt naczynia; jak udoskonalali sposób odnajdowania środka ciężkości glinianej bryły tj. jej centrowania; do czego im służył nożyk, a do czego nitka.

Dzięki Ani ulepiłam też swój pierwszy gar i opracowałam recepturę kremu garncarskiego. Mój krem garncarski to preparat, który dzięki ziołom i olejkom eterycznym w medium lanolinowo-woskowo-wodnym radzi sobie ze skrajnie przesuszonymi dłońmi, nie tylko garncarskimi. Goi też drobne rany i wybija bakterie. Tak - podczas mojej nieobecności, Łuna zdążyła zostać zielarką :)


Prawdziwa magia garncarstwa to jednak wypał - noc, ogień o temperaturze wyższej niż jakiekolwiek ognisko, które widzieliście, jarząca się glina, powietrze drżące od gorąca. Magiczne noce z piecem typu feniks, budowanym na jeden wypał, to te uroki rekonstrukcji, którym nie potrafię się oprzeć.







Piękno dobrze dobranego gara w rekonstrukcji polega też na tym, że niewiele jest innych elementów, które można tak dokładnie dopasować do odtwarzanej postaci. Mimo, że Łuna nie ma szczególnie dużo punktów zaczepienia, gary pasują idealnie - znalezione obok pozostałości kuźni i półziemianek w środku Mielca, w towarzystwie kutego żelaznego noża, na wczesnośredniowiecznym stanowisku nr 16.
Oto efekt prac. Zrobienie linii tak krzywych jak na znalezisku było wyzwaniem!






1 komentarz: